wtorek, 27 grudnia 2016

Pamiętnik Jessicki- opowiadanie

        Drogi pamiętniczku!           Kochany pamiętniczku!          Witaj, pamiętniczku! 

        Od razu zaznaczę, że nie będę tak pisała. Teksty typu Kochany pamiętniczku! nie są w moim stylu. Będę pisała tak, jakbym zwracała się do świata. Może ktoś kiedyś to przeczyta. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o wydarzeniach sprzed dwóch miesięcy. Niedawno, prawda?
        Siedziałam na łóżku i machałam nogami. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jedna moja noga jest nieczuła. Nie rozumiałam tego i nie chciałam zrozumieć. Przecięłam nogami powietrze i niechcący uderzyłam się. Obydwie pięty były czerwone, ale jedna nie bolała. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dobrze. Dla mnie to nie było dobrze. Marzyłam o tym, aby poczuć podwójny ból. W obu stopach. Wiem, że to dziwne, ale tak było. Ale w końcu czasu się nie cofnie. Wiedziałam, że nie ma co się zamartwiać. Miałam wózek inwalidzki, więc mogłam się poruszać. Przynajmniej tyle. Nie jestem jak większość kalek. Ja nie szukam minusów, tylko plusy. Niektórzy się dołują, jakby to miało coś zmienić. Potarłam bolącą nogę i powoli przesiadłam się na wózek. Zgłodniałam, więc pojechałam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Szkoda, że była pusta.
 - Mamo! Jestem głodna!- krzyknęłam w głąb domu.
 - Przebierz się córciu! Pojedziemy do sklepu!- usłyszałam.
        "Zaraz będziemy jechać do supermarketu po jedzenie.", pomyślałam. Normalne zachowanie ludzi, którzy nie mają w domu nic do jedzenia. Za to moje zdenerwowanie tą sprawą, chyba dla każdego jest dziwne. Czekałam na mamę na podjeździe i myślałam, że moje wnętrzności zostały przez siebie nawzajem zgniecione. Miałam pierwszy raz po wypadku jechać do sklepu. Wszyscy będą się na mnie gapić. Może śmiać. Jeżeli będą to robić, to są zwyczajnie głupi, ale to i tak byłoby krępujące. Z myśli wyrwały mnie otwierane drzwi.
        Nie wiem jak to się stało, ale chwilę później siedziałam w samochodzie. Pomyślałam, że to chyba dobry pomysł. Przecież po wakacjach miałam wrócić do szkoły. Kiedyś musiałam spotkać się z ludźmi. Chyba, że zaszyję się w domu, zapomnę jak się mówi i zostanę jaskiniowcem XXI wieku. Chyba jednak wolę tą pierwszą opcję.
        Powoli wyszłam z auta. Oczywiście z pomocą. Wsiadłam na mój "tron" i wjechałam do sklepu. Ludzie na mnie patrzyli i się śmiali. Idioci. Nie przejmując się nimi jechałam dalej i zatrzymałam się przy fontannie. Kiedy dogoniła mnie mama, ruszyłyśmy do księgarni.
        W środku było chłodno, więc lekko drgnęłam.
 - Dzień dobry! Witam! Która z pań chciałaby wybrać jakąś książkę?- usłyszałyśmy głos kasjerki. Miała plakietkę z imieniem. Nazywała się Iggy.
 - Ja.- uśmiechnęłam się.
Zdziwiło mnie to, że nie powiedziała nic o tym wózku. Mały to on nie jest, więc na sto procent go widziała.
 - Świetnie!- wykrzyknęła.- Szukasz czegoś konkretnego?
 - Tak.- odpowiedziałam jej radośnie.- Szukam Girl Online.
 - Dobrze. Jedź za mną.- cały czas była uśmiechnięta.
        Dotarłyśmy do działu dla młodzieży i Iggy podała mi książkę.
        Przy kasie kobieta wrzuciła mi coś do reklamówki. Byłam pewna, że to paragon, ale gdy mi ją podawała powiedziała:
 - Zobaczysz potem. Coś ci tam wrzuciłam.- i mrugnęła do mnie.
        W sumie na tych zakupach nie było tak źle. Kiedy znalazłyśmy się w domu, mama podgrzała mrożoną pizzę i przyszła po mnie do mojego pokoju. Dopiero gdy jadłam przypomniałam sobie
o  kasjerce, która coś mi dała.  Zaczęłam jeść szybciej, żeby jak najprędzej odjechać od stołu.
 W pokoju otworzyłam torebkę i wyciągnęłam ostrożnie książkę. Położyłam ją na biurku
i podniosłam to co z niej wypadło. Była to śliczna zakładka. W pierwszej chwili pomyślałam, że to ten prezencik, ale przypomniałam sobie coś. Kasjerka nie wkładała tego do książki. Po prostu to wrzuciła. Wzięłam reklamówkę i wyrzuciłam z niej wszystko co tam zostało. Paragon i tajemnicze "coś" wypadło na łóżko. Jak się okazało to nie była jedna rzecz. W malutkim woreczku znalazłam trzy rzeczy. Zakładkę magnetyczną, naklejkę "Never give up" i przypinkę z napisem "Dreams never to much". Nie wiem czy tylko mi się wydawało i wydaje nadal, ale ta pani chyba chciała mi coś zasugerować. Może chciała mi przekazać " Nigdy nie przestawaj marzyć, że wyzdrowiejesz, bo to możliwe.". Albo tylko tak mi się wydaje. Sama nie wiem.
        Późnym wieczorem zaczęłam czytać nową lekturę. Okazała się bardzo fajna i nie chciałam przestać czytać, chociaż było późno i mama mnie do tego zmuszała. W końcu poddałam się
i położyłam.
        Kolejnego dnia obudziłam się o dziesiątej. Zapewne przeleżałabym pół dnia, ale obudził mnie dzwonek do drzwi. Przyszła moja rozwydrzona kuzynka. Zawsze ciągnie mnie za włosy, a ja nie mogę odwdzięczyć się tym samym, bo ma siedem lat. Jest cztery lata młodsza. Jak widać to za duża różnica, bo nienawidzę jak mnie odwiedza. Ciekawa jestem co zrobi teraz. Przecież zobaczy mnie pierwszy raz na wózku inwalidzkim. Ponieważ chciałam się z nią "bawić" jak najkrócej (Zawsze chcę jak najkrócej.), przesiedziałam w łazience godzinę udając, że się maluję. Tak naprawdę zrobiłam to w dwanaście minut, a potem czytałam książkę, siedząc na koszu na pranie. Kiedy w końcu opuściłam mój azyl, zobaczyłam ją w moim pokoju. Ehh... Kiedy się zbliżyłam, zaczęła uciekać. Pewnie zastawiła na mnie pułapkę. Bolesną. Jak zawsze. Kocham ją i w ogóle, ale nie znoszę jak do nas przychodzi. Kiedy ostrożnie wjechałam... Chyba nie dość ostrożnie, bo za chwilę zwijałam się z bólu. Nie wiem co ona mi zrobiła, ale wiem, że bardzo boli. Spojrzałam na moje kolano. Zrobiło się całe czerwono, fioletowe.
 - Sandra, to już przesada! Mamo! Ała!- krzyknęłam rozpaczliwie.
        Moja ukochana kuzynka sprawiła, że pojechałam do szpitala. No super. Było zostać w łazience. Leżałam sobie na szpitalnym łóżku. Czekało mnie naprawdę mnóstwo badań. Pewnie myślicie, że Sandra ma ogromną siłę. Nie o to chodzi. Stało się coś naprawdę bardzo dziwnego. Naprawdę! Kiedy siedziałam w samochodzie, gdy jechałam do lekarza, zauważyłam coś. Przecież boli mnie ta druga noga. Ta która nie powinna mnie już nigdy boleć. A jednak! Myślałam, że w aucie coś mi się pomieszało, ale nie! Leżąc i patrząc na pielęgniarki, których było wokół mnie pełno, byłam zdezorientowana i zdenerwowana. Nagle pojawił się doktor.
 - Witaj, Jessicko. Musimy zbadać bardzo precyzyjnie twoją kończynę dolną.
Tłumacząc na ludzki: "Witaj, Jess. Musimy zbadać bardzo dokładnie twoją nogę.". Większość ludzi powiedziałaby tak jak ja, ale wiem, że nie wszyscy. Na przykład lekarz Shawn Bell, nie powiedział tak. Pokiwałam głową, chociaż nie chciałam się stamtąd ruszać. Wolałam leżeć i próbować oddychać, a sprawiało mi to naprawdę dużą trudność. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy da się przeżyć nie oddychając. Uznałam, że tak, skoro jeszcze żyłam, a już prawie tego nie robiłam. Bell dźwignął mnie na wózek i zawiózł do jakiegoś pomieszczenia.
        Jak się okazało badania nie były takie złe. Problem tylko w tym, że jeszcze niczego nie wiedziałam. Miałam zostać powiadomiona o wszystkim późnym wieczorem. Może nawet jutro rano. Było już piętnaście po drugiej i zgłodniałam. Poprosiłam jakąś pielęgniarkę, żeby zawołała mamę.
       - Mogłabyś przynieść mi coś do jedzenia? Proszę. Jestem bardzo, ale to bardzo głodna.- poprosiłam, gdy tylko się zjawiła.
 - Jasne, córciu. A, właśnie. Miałam ci przekazać, że cioci jest strasznie przykro. Twojej kuzynce, także. Zapewniła nas, że zrobiła to niechcący.
 - Powiedz im, że nic takiego się nie stało i żeby się nie martwiły.
 - Jasne, słonko. Na co masz ochotę?
 - Sama nie wiem.
 - To może pizza z podwójnym serem? I galaretka na deser?- zapytała z troską.
Uśmiechnęłam się szeroko. Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła. Wyciągnęłam z torebki telefon i słuchawki, a potem słuchałam nowe piosenki.
        Nagle poczułam, że ktoś lekko szarpie mnie za ramię. Okazało się, że zasnęłam ze słuchawkami w uszach. Poderwałam się szybko i poczułam zapach gorącej pizzy.
 - Już wróciłaś?- zapytałam moją rodzicielkę.
 - Już?!- wyglądała na niezwykle zdziwioną.- Jess, ile ty spałaś? Nie było mnie godzinę. Może więcej.
 - Naprawdę? Z czym jest?- zapytałam, wskazując kartonowe pudełko.
 - Twoja ulubiona.- matczyna ręka podniosła wieczko i sama mogłam zobaczyć, co jest w kartonie. Miała rację. To była, jest i zawsze będzie moja ukochana pizza. Znajdują się na niej brokuły, fasolka, ogórki, kukurydza, podwójny ser, oregano, sos pomidorowy, szynka i papryka. Chyba w tamtym momencie zaczęłam wyglądać jak głodny pies, który zobaczył mięso, bo mama powiedziała:
 - Już, spokojnie. Przecież ci jej nie zjem. Po prostu weź to pudełko, a nie tak na nie patrzysz.- zachichotała i podała mi jedzenie.
Sprawdziłam zegarek i przechwyciłam moją obiadokolację. Była już czwarta wieczorem. Zaczęłam się już niecierpliwić. Chciałam poznać wyniki badań, ale to, że chciałam nic nie zmieniało. Musiałam czekać.
        Około pięć minut po tym jak zjadłam, przyszedł do nas lekarz. Był bardzo radosny.
 - Witam ponownie. Dobra wiadomość, Jessiko! Jeśli dobrze pójdzie, za miesiąc możesz znowu chodzić. Ale na razie czeka cię rehabilitacja. Spokojnie. To nie jest takie straszne.- nagle poczułam się jak malutki bobas, który nie potrafi mówić. Zdawało mi się, że miałam w gardle kulę do kręgli.
 - S...s...słucham?- odezwałam się po chwili.
 - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć. Nam także. Nie wiemy co się stało, ale wiemy jakie będą tego skutki. Pozytywne, na szczęście.
        Wtedy myślałam, że ten facet oszalał. "Przecież już nigdy nie miałam stanąć na nogi. Co oni wymyślili? Mam znowu chodzić? Nie sądzę.", myślałam sobie. Teraz jednak wiem, że to możliwe.
W końcu znowu normalnie chodzę. To dzięki mojej rehabilitantce, Holly. Zawsze będę jej wdzięczna. Cztery tygodnie po tym jak dowiedziałam się, że może znów będę chodzić, mogłam to robić. Tak jak przed wypadkiem. Rehabilitacja odbywała się codziennie. Trwała strasznie długo, ale opłacało się. Teraz tak sobie myślę, że może to (chociaż w paru procentach) zasługa Iggy. Kasjerki z księgarni. Może to wymysły mojej wyobraźni? A Wy jak sądzicie?

 




                                                                                       Moje opowiadanie.     
                                                                                              Writecorn xxx



poniedziałek, 26 grudnia 2016

Fanfiction do książki pt. „Dziennik cwaniaczka” Jeffa Kinneya

Sobota 
 Siedziałem na kanapie i czekałem z Mannym na gości. Dziś była Wigilia. Jak zwykle przyjechała cała rodzina. Dostałem masę prezentów. Były jeszcze słabsze, niż rok temu. Myślałem, że tak już się nie da. A jednak. Paczki były wielkości gier na konsolę. Chyba celowo, żeby mnie nabrać. Za to kiedy otworzyłem pierwszą znalazłem zrolowane skarpetki. Następnie odpakowałem resztę prezentów. Kiedy wszystko ubrałem i spojrzałem w lustro, mało co nie zemdlałem.




Tak właśnie wyglądałem. Najbardziej "podobały" mi się spodnie. Skąd babcia wiedziała, że o takich marzyłem? A te "cudowne" skarpetki. Jak je przymierzyłem, moje stopy zamieniły się w Yeti. Oczywiście musiałem udawać radosnego. Rzeczywiście byłem szczęśliwy, ale dopiero wtedy, gdy mogłem ściągnąć ten drapiący sweter. Rzuciłem go na podłogę w moim pokoju 
i wyszedłem. Niedługo potem cała rodzina usłyszała jakieś piski. Dobiegały zza moich drzwi. Jak się okazało Manny zaplątał się w ten ogromy sweter. Dla niego wyglądał pewnie jak namiot, więc postanowił pod niego wejść. Być może będzie miał traumę już do końca życia.



                                                                              
                                                                                         Moje fanfiction
                                                                                                 Writecorn






niedziela, 25 grudnia 2016

Świetne książki


Hej. 😊  Dzisiaj podam Wam tytuły świetnych książek, które według mnie warto przeczytać. 📖
Niektóre książki, które tu podam, są moimi ulubionymi.

Najfajniejsze książki, które czytałam:
- Girl Online  
- Dziennik cwaniaczka  
- 7 dni  
- Miłość za wszelką cenę 
- Tomek w krainie kangurów
- W pustyni i w puszczy
- Zapiski luzaka
- Ja, Suzy P.
- Moja najlepsza przyjaciółka i inni wrogowie
- Charlie w krainie czekolady

 Miłego czytania! 😘

                                                                        Writecorn xxx

sobota, 24 grudnia 2016

Witajcie Święta!


W dniu dzisiejszym życzę Wam dużo radości i miłości. 
Opłatkiem się dzielenia cudownego i barszczu smacznego.
Żebyście z uśmiechem kolędy śpiewali i z rodziną czas spędzali.
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!
                                                                      Życzy Writecorn 😃🎄

Nastoletnie zamieszanie- opowiadanie

        Olivia stała na przeciwko Natalie. Patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami i prosiła koleżankę o przyjście na imprezę.
 - Przecież wiem, że będziesz się super bawiła. Musisz iść!
 - Nie mam ochoty. Tam będzie Carl. Wiesz, że mi się podoba i wiesz, że na imprezach zawsze robię z siebie kretynkę. Nie przyjdę.
 - Ale ja cię tak ładnie proszę. Błagam!
 - Zastanowię się, ok?
 - Dobra.
Nagle do pokoju wpadła Michelle i zaczęła krzyczeć. Dziewczyny popatrzyły na nią. Na początku się wystraszyły, lecz po minie przyjaciółki poznały, że przybiegła z jakąś dobrą wiadomością.
 - Zgadnijcie co się stało!
Oczywiste było, że Michelle nie zamierzała czekać na odpowiedź, więc żadna z zebranych nawet nie próbowała nic mówić.
 - Kendrick zaprosił mnie do kina!- wypaliła w końcu.
 - Super! Na co?- zapytała Olivia.
 - A czy to ważne?
 - Eee... no raczej tak.- odezwała się Natalie.
 - Dla mnie nie. Ale się cieszę! Myślicie, że to randka?
 - Co niby innego?- powiedziały chórem Olivia i Natalie.
 - Kurczę... Wybacz mi Olivia, ale nie przyjdę na twoją imprezę.
 - Co? Ty też nie?
 - Przepraszam.
 - No ok, ale w takim razie ty- wskazała na Natalie- musisz przyjść.
 - Niech ci będzie.- mruknęła.
Przez resztę piątkowego wieczoru Michelle opowiadała im wszystko co wiedziała o Kendricku. Jej przyjaciółki bardzo to nudziło, lecz starały się tego nie okazywać. Jednak nie dało się tego nie zauważyć, więc poszły na pizzę. Przy jednym stoliku siedział Carl. Kiedy Nat go zobaczyła, zaczęła się powoli cofać.
 - Hej!- krzyknął z daleka chłopak.
Natalie się zarumieniła i gdyby nie Olivia, już dawno by uciekła.
 - Hej.- odpowiedziały chórem nastolatki.
 - Myślałem, że będę tu sam. Na szczęście spotkałem was.- uśmiechnął się. Często to robił.
 - Przyszłyśmy coś zjeść. Co polecasz?- Olivia także się uśmiechnęła.
 - Pizzę Mięsna uczta. Tak dokładnie z szynką, kiełbasą, kukurydzą i pomidorem.
 - Jestem wegetarianką.- szepnęła Nat.
 - Ja też.- powiedziała Olivia.
 - Spoko. Nie wiedziałem o tym. W takim razie polecam wam pizzę Wegetariański smakołyk. Składniki to brokuły, szpinak, kukurydza, pomidory, ogórek i oliwki.
 - Ok. Dzięki. Zamówimy i do ciebie przyjdziemy.- Michelle ruszyła w stronę lady.
 - Poproszę trzy pizze.- mówiła Michelle na luzie.
 - Oczywiście. Jakie?- kiedy kelner się obrócił, dziewczyna zamarła.- O. Cześć dziewczyny.
Wszystkie mu pomachały, lecz jedna z nich nadal stała sztywno.
 - Hej, Kendrick. Więc tak. Jedna pizza to będzie Mięsna uczta, tak?- wyratowała sytuację Natalie.
 - Mhm.- usłyszała w odpowiedzi.
 - Ta... Kolejna to będzie Wegetariański smakołyk. A twoja Oli?
 - Też.
 - Za czterdzieści minut jedzenie będzie gotowe. Przyniosę wam je.
 - Przynieś jak najszybciej...- powiedziała zakochana nastolatka.
Chłopak popatrzył na nią jak na wariatkę, ale ona jakoś z tego wybrnęła.
 - Jestem strasznie głodna.- uśmiechnęła się.
           Kiedy wróciły do stolika, Carl właśnie wychodził. Zadzwoniła do niego pięcioletnia siostra, płacząc cicho, więc musiał sprawdzić co się stało. Przeczesał palcami swoje ciemne włosy, krzyknął "Na razie!" i wybiegł zdenerwowany. Dziewczęta go pożegnały i zajęły stolik. Czekając na jedzenie grały na telefonach i dodawały zdjęcia na Snapa. Nagle z kuchni wybiegł Kendrick cały biały od mąki. Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Zaczerwienił się i wbiegł z powrotem do kuchni.
        Niedługo później szesnastolatek podszedł do swoich koleżanek. Nadal był trochę brudny, lecz już dużo mniej.
 - Wybaczcie mi. Jestem nowy i trochę...nieogarnięty. Mogłybyście poczekać jeszcze trzydzieści minut?
 - Przecież czekamy tu już dwadzieścia minut!- poirytowała się Olivia.
 - Ja wiem. Wybaczcie.- opuścił głowę, a blond kosmyk włosów zleciał mu na czoło.
 - Jeny, Olivia. Nie bądź taka. Poczekamy, nie ma sprawy.- obroniła chłopaka Michelle.
 - Dzięki. Przepraszam jeszcze raz.- odwrócił się i odbiegł.
Jak się okazało,  nagły wybuch mąki nie sprawił, że pizza już do niczego się nie nadawała. Pięć minut później Pedro- drugi kelner, podszedł do lady. Złapał malutki mikrofon i zaczął mówić:
- Drodzy państwo. Przepraszamy za ten wypadek. Proszę się tym nie przejmować. Ostatnia informacja jest kierowana do stolika numer 24. Dziewczyny, wasze pizze już znajdują się w piekarniku. Życzę wszystkim smacznego!
        Rzeczywiście chwilę potem mogły już jeść.
 - Michelle, wyjście do kina jest aktualne?- spytał się Ken (W szkole wszyscy tak na niego mówili, chociaż tego nie lubił.).
 - Jasne. Na jaki film idziemy?
 - Niespodzianka.- wyszczerzył się w uśmiechu.
 - Ok.
Usiadł obok niej i zaczął opowiadać o tym, że pracuje tu od środy i nie idzie mu to jakoś wspaniale. Jednak Michelle nie słuchała. Jej mina mówiła wszystko. Miała szczęście, że tylko Nat ją zauważyła. Można było łatwo wyczytać jak się czuła. Była zdenerwowana, podekscytowana i zauroczona. Patrzyła na niego około pięć minut, lecz w końcu to zauważył. Na szczęście niezręczną sytuację przerwała Rose. Największa zołza w całej szkole. Właśnie weszła do lokalu i przydreptała koślawo do kasy. Nie umiała chodzić w szpilkach, a ostatnio tylko takie buty ubierała.
        Po chwili podeszła do nich.
 - Cześć! Jak miło was zobaczyć.
 - A ciebie nie.- mruknęli do siebie Kendrick i Olivia.
 - Zamówiłam sobie najdroższą pizzę, wiecie? Sama wybierałam dodatki.
 - Fajnie.- Jej obecność złościła Natalie.
 - Po co tu przyszłaś?- zapytała Olivia.
 - Bo zgłodniałam. To raczej logiczne, nie?
 - Chodziło mi o to po co przyszłaś do naszego stolika.
 - Aha. Bo chciałam posiedzieć z przyjaciółmi.
 - Nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
 - Ty na pewno nie.- Rose spojrzała na jej ciuchy.- Ubierasz się nie za ładnie, więc nie możemy się przyjaźnić.
 - A ty masz za krzywe nogi, żeby się ze mną zadawać. To chyba od tych szpilek, w których nie umiesz chodzić.- odparła Olivia.
Wszyscy zachichotali, a Rose zrobiła się cała czerwona. Odsunęła krzesło, które upadło z hukiem
i wyszła. Kobieta, która niosła jej sos czosnkowy zaczęła ją wołać, lecz ta już zamknęła za sobą drzwi. W tym momencie wszyscy wybuchnęli śmiechem. Co było najdziwniejsze, śmiali się także ludzie z sąsiednich stołów.
 - Dziwna ta wasza znajoma.- młoda kobieta zachichotała.
 - Wiemy o tym.- roześmiali się jeszcze głośniej.
 - Skoro wyszła i zapłaciła, to chyba mogę wam oddać jej sos.- położyła go z lekkim uśmieszkiem
i odeszła.
 - Życzę wam smacznego. Muszę już wracać do pracy. Do jutra Michelle.- Kendrick wstał i pomachał do nich.
 - Pa!- zawołały chórem.
        Dochodziła godzina ósma wieczorem i zaczął sypać śnieg. Cały Londyn okryła śnieżna kołdra. Natalie zaproponowała pójście do parku, lecz w końcu poszły na plac zabaw, na którym zawsze się bawiły, gdy były młodsze. Przypomniało im się jak były w przedszkolu, a potem w podstawówce. Właśnie wtedy to było ich ulubione miejsce. Usiadły na schodkach, które prowadziły na zjeżdżalnię. Znajdowały się pod daszkiem, dlatego nie były ośnieżone. Po chwili Michelle oberwała śnieżką.
 - Ej!- krzyknęła i popatrzyła podejrzliwie na Natalie i Olivię. Jak się okazało to nie one w nią rzuciły kulką.
 - Logan!- zawołała swojego brata.- Wiem, że to ty!
Miała rację. Logan wyszedł zza drzewa i podbiegł przytulić się do siostrzyczki.
 - Mama wie, że wyszedłeś z domu?
 - Tak, Michelle. Nie musisz się martwić. Czekam na przyjaciela. Co tu robisz?- chłopiec najwyraźniej nie zauważył reszty dziewczyn.
 - Cześć, Logan!- wykrzyknęły.
Poczekały razem z nim na jego kumpla, a następnie uściskały się na pożegnanie i rozeszły.
        Kolejnego dnia Olivia obudziła się o siódmej rano. Wyszykowała się w półtorej godziny
i pobiegła do sklepu. Kupiła chipsy, colę, żelki, czekolady, babeczki i pełno innych smakołyków. Gdy wróciła do domu, zaczęła przesuwać kanapę, tak by była pod ścianą. Kiedy przygotowała już większość rzeczy, zadzwoniła do Michelle.
 - Hej. Co u ciebie? Cieszysz się?
 - Hej. I to jak! Nie mogę się już doczekać. A co z imprezą? Przepraszam, że mnie nie będzie.
 - Nie przepraszaj. Z imprezą na razie nic. Przygotowałam już prawie wszystko, więc jest dobrze.
 - Aha. To dobrze. Ja za to w ogóle nie jestem przygotowana. Nawet nie wiem w co się ubrać!
 - Mam jeszcze dużo czasu. Wpadnę do ciebie.
 - Serio? Super! Dziękuję. Do zobaczenia!
 - Nie ma za co. Do później!
        Godzinę później Olivia przeszukiwała szafę Michelle. Jak na razie znalazła świetne jeansy, ale nie mogła dopasować do nich żadnej bluzki. Znalazła jedną, lecz była za duża.
 - Idziemy do sklepu.- rozkazała Olivia.
 - Chciałam... Nie mam już kieszonkowego.
 - O jeny... Uważasz, że to problem? Ja ci coś kupię.
 - Przestań. Znajdę coś. Może pożyczę od mamy.
 - Ubieraj kurtkę.
        Jako pierwszy odwiedziły H&M. Nie znalazły nic fajnego, więc poszły do sklepu Sinsay.
Znalazły tam fajną kurtkę jeansową, lecz żadna bluzka do niej nie pasowała. W końcu Olivia wpadła na pomysł, aby kupić tą kurtkę i pożyczyć koleżance coś ze swojej szafy. Wyszły, więc z galerii
i pobiegły do mieszkania Oli.
        - Kurczę.- dziewczyna zapomniała, że miała jeszcze odkurzyć.- Przepraszam cię, ale muszę teraz odkurzyć. Niedługo impreza!
 - Spoko. Mogę zajrzeć do twojej szafy?
 - Tak, tak. Pewnie.- odparła już zajęta Olivia.
Michelle powoli weszła do pokoju swojej BFF. Otworzyła drzwi szafy i prawie została zasypana wszystkimi ciuchami. Właściwie nie tylko ciuchami. Jej przyjaciółka miała zwyczaj chować wszystko do szafy, gdy nie chciało się jej sprzątać. W sumie nigdy jej się nie chciało tego robić. Znalazła jej piękną bluzkę, w której była na zabawie z okazji Sylwestra. Postanowiła ją przymierzyć, więc zamknęła drzwi i wciągnęła ją na siebie. Obejrzała się w lustrze. Wyglądała cudownie. Spojrzała na zegarek i prędko włożyła swoją bluzkę. Olivia najprawdopodobniej też zobaczyła godzinę, ponieważ zaczęła energiczniej machać ręką.
 - Mogę ją pożyczyć?!- Michelle starała się przekrzyczeć dźwięk odkurzacza.
 - Co?! Aha. Tak!- odpowiedziała jej Oli.
 - Dzięki. Udanej imprezy!- Michelle wrzuciła koszulkę do torby i popędziła do domu.
Dziewczynie zostało bardzo mało czasu do spotkania, więc szybko się przebrała, poprawiła makijaż
i czekała na Kendricka. Usłyszała dzwonek do drzwi i poderwała się z kanapy.
 - Cześć. Jesteś gotowa?
 - Tak. Chodźmy.
 - Masz notes?
 - Eee...Nie. Po co nam?
 - No jak to po co?
 - No nie wiem...Ok. Już przyniosę.
Wyszli z domu o szóstej. Mieli jeszcze trzydzieści minut do filmu. Michelle była bardzo podekscytowana. Gdy doszli do kina kupili bilety i popcorn. Dziewczyna nie miała pojęcia na jaki film idą, bo Ken nie chciał pokazać jej biletów. Kiedy zajęli miejsca nastolatka zapytała:
 - Po co mi ten notes?
 - Żebyś notowała. Przyszliśmy na film na podstawie naszej lektury. Dzięki, że zgodziłaś się mi pomóc. To ty notuj, a ja zjem trochę popcornu.- uśmiechnął się i zabrał jej kubełek pełen przekąsek.
 - Słucham?! Myślałam, że idziemy na randkę!
 - Jak to? Przecież jak cię zapraszałem, to powiedziałem ci, że mi pomożesz z lekturą i dużo zanotujesz.
 - Myślałam, że to metafora. Sama nie wiem co myślałam. Chyba nie myślałam. Nawet nie słuchałam, bo byłam tak tobą zauroczona. Jak mogłeś się mną tak wysłużyć?!- nie przejmując się tym, że wszyscy na nich patrzą wstała, wzięła popcorn i wysypała mu na głowę. Następnie wyszła
z sali kinowej zła, smutna i zadowolona z siebie, jednocześnie.
        W tym samym czasie Olivia czekała na gości. Posprzątała (także to co wysypało się z szafy), przygotowała przekąski, przebrała się i umalowała i teraz nie miała co robić. Sprawdziła telefon, poszła na spacer, lecz wciąż zostało jej dwadzieścia minut. Zabrała się do czytania. Była już
 w połowie rozdziału, gdy ktoś zaczął walić w drzwi. Otworzyła je, a gdy ujrzała Michelle, spojrzała na nią jak na jakąś zjawę.
 - Co tutaj robisz? Coś się stało?
 - Przychodzę na imprezę. Nic się nie stało. Okazał się głupkiem i tyle. Zamierzam się dobrze bawić.
 - Dobra. Wejdź. Ale teraz serio. Co się stało?
 - Nic. Kiedy przyjdzie reszta?
 - Dopiero za dziesięć minut. Tak dokładnie za dwanaście minut.
 - Czytałaś?
 - Eee...Tak.
 - Skończ rozdział, a ja sprawdzę Insta.- spojrzała na otwartą książkę.
 - Ok. Poczęstuj się jak chcesz.- wskazała na stertę batoników, chipsy i resztę pyszności.
        Natalie nie kłamała. Zjawiła się przedostatnia, ale przynajmniej przyszła. Olivia włączyła muzykę, a wszyscy zaczęli tańczyć. Im robiło się później, tym Michelle czuła się gorzej. Udawała, że to najlepszy wieczór w jej życiu, choć był najgorszy.
        Szesnastolatka postanowiła się ogarnąć i wrócić do domu. Poszła po Olivię, żeby powiedzieć jej, że już wychodzi.
 - To dobrze. To znaczy nie w tym sensie. Po prostu wiem, że źle się czujesz i lepiej będzie dla ciebie jak wrócisz.
 - Masz rację. Wpadnij jutro do mnie po południu, ok?
 - Jasne.
        Po wyjściu Michelle, Olivia postanowiła zakończyć imprezę. Ważniejsza była dla niej przyjaciółka. Gdy wszyscy zdziwieni wychodzili, Oli zatrzymała Natalie.
 - Co jest? Dopiero dziewiąta. Już koniec? Nawet fajnie było. Gadałam z Carlem.
 - To dobrze. Czekaj na mnie. Zaraz wrócę i razem wyjdziemy.
Natalie już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążyła.
 - Powiem ci wszystko w drodze.
        Olivia nie powiedziała Natalie tylko przyczyny wyjścia z kina przez Michelle. Pewnie zrobiłaby to, ale sama nie wiedziała co się stało. Dziewczyny zapukały delikatnie do drzwi domu. Otworzyła je mama Michelle.
 -Witajcie.- uśmiechnęła się ciepło.- Wejdźcie.- zaprosiła je do środka machając ręką.
Po krótkiej rozmowie z Sophie, weszły do pokoju koleżanki. Siedziała na łóżku i wypisywała obraźliwe epitety na kartce. Pewnie dotyczyły Kendricka.
 - Hej.- powiedziały.
 - Co wy tu robicie? Olivia, jak mogłaś wyjść ze swojej imprezy?! Przecież oni zrujnują ci dom!
 - No co ty. Impreza się skończyła.
 - Co? Czemu?
 - Wolałam przyjść do ciebie.
 - A ja poszłam z nią.- Natalie się uśmiechnęła.
 - Dzięki, że przyszłyście. Myślałam, że eksploduję! Nie miałam się komu zwierzyć.
 - Już masz. Co się stało?- spytała zmartwiona Nat.
 - Ten dureń zabrał mnie na film na podstawie lektury, którą będziemy niedługo przerabiać, żebym mu notowała.- powiedziała Michelle jednym tchem.
 - Co?!-  krzyknęły jednocześnie Nat i Oli.
 - Jaki głupi.- mruknęła Natalie.
 - Idiota.- odezwała się Olivia.
 - No wiem. Od razu mi lepiej. Dzięki, że przyszłyście.
 - Nie ma za co kochana.- przytuliły ją, niemal ją dusząc.
 - Po co mi chłopak skoro mam najlepsze przyjaciółki na calutkim świecie.- Michelle wreszcie się uśmiechnęła i wtuliła w nie.
 - Właśnie.- powiedziała Natalie.
        Było już bardzo późno, lecz nadal siedziały w domu Michelle. Postanowiły zapomnieć
o niemiłych wydarzeniach i świetnie się razem bawić. Grały na Xboxie, przerabiały znane piosenki
i przez cały czas się śmiały. Jak się okazało, to wcale nie był taki okropny dzień.






                                                                                        Moje opowiadanie
                                                                                             Writecorn xxx

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Pora poznać prawdę- opowiadanie

        Lizzy popatrzyła na Oliviera zdziwiona.
 - Jak to?! Teraz mi o tym mówisz? W ostatni dzień? Jak możesz?!!
 - Liz... - zaczął chłopak.
 - Cicho bądź! Jak możesz mówić mi o tym, że wyjeżdżasz, w twój ostatni dzień tutaj? - krzyknęła
z rozpaczą.
 - Daj mi coś powiedzieć. Proszę... - ściszył swój zwykle donośny głos.
 - Przestań mówić.- przerwała.- Przecież nie będziemy się smucić w twój ostatni dzień. Przepraszam za tamto. To... gdzie idziemy? - uśmiechnęła się słabo.
Olivier odwzajemnił uśmiech.
        Niedługo potem byli już na lodach. Lizzy jak zawsze wybrała śmietankowego świderka
 z posypką. Smucili się jeszcze trochę ale uznali, że to nie ma sensu i postanowili cieszyć się tym cudownym dniem. Przez cały tydzień padał deszcz, więc musieli nacieszyć się słońcem, które odbijało się od tafli jeziora. Nagle dziewczyna zauważyła coś, co ją zaskoczyło. Dokładniej zobaczyła Brandona- swojego byłego. Pomyślała, że konfrontacja jej ex i jej  chłopaka mogła się słabo skończyć. Gwałtownie skręciła do kawiarenki obok, ciągnąc za sobą swojego towarzysza.
 - Liz. Co ty robisz? - spytał zdziwiony.
 - Nic. Jestem bardzooo głodna. - skłamała.
 - Przecież przed chwilą zjadłaś ogromnego loda. O co chodzi?
 - Żartowałam, sztywniaku. - szturchnęła go łokciem.
        Nastolatka była widocznie zdenerwowana, chociaż Oli zdawał się niczego nie widzieć. Nie mógł wiedzieć niczego związanego z przeszłością dziewczyny. Nikt tego nie wiedział. Tylko jej siostra- Loriette oraz matka- Marie. Tylko one mogły znać prawdę. Mogła znać ją także policja, lecz Lizzy nie chciała, aby się dowiedziała.

                                                                     ***              
        Wczesnym wieczorem Olivier musiał wrócić do domu. Liz była z tego powodu przygnębiona. Wiedziała, że musiał się pakować, ale nie chciała żeby wyjechał. Chciała dalej z nim być.
W prawdzie nie zerwali, ale dziewczyna wiedziała, że związek na odległość nigdy nie ma sensu. "To koniec. Po tych wszystkich wspólnie spędzonych chwilach. Po tych trzech latach...", pomyślała. Schowała twarz w poduszkę i cicho szlochając, próbowała zasnąć. Nagle usłyszała dźwięk telefonu. Podskoczyła. Z lekkim uśmiechem na twarzy, sięgnęła po komórkę. "Oli.", to była jej pierwsza myśl po usłyszeniu dzwonka. "Myślisz, że się ukryłaś? Radzę ci tak nie myśleć. Widziałem cię doskonale z tym twoim idiotą. Lepiej do mnie wróć, bo ty i twój chłopak pożałujecie. B". Nastolatka była zdumiona. Doskonale wiedziała, kto do niej napisał. Tylko... skąd miał jej numer??? To wszystko ją przerastało. Dopiero teraz zauważyła, że ze strachu zaczęła się trząść. I to bardzo. Wybiegła z pokoju w poszukiwaniu siostry.
        Lizzy nic nie mówiąc, pokazała Loriette telefon.
 - Co to jest?
 - Wolałabym nie wiedzieć. Przeczytaj!- rozkazała.
Jej siostra posłusznie przeczytała. Gdy już skończyła spojrzała na siostrzyczkę. Swoją małą  siostrę, która teraz tak bardzo jej potrzebowała. Przytuliła ją bez słowa. Po paru minutach do pokoju weszła Rory. Pierwsza odezwała się Lizzy:
- Rory!- pociągnęła nosem.- Co tam piesku?
Psinka położyła na ziemi piłkę, odepchnęła ją noskiem i wskoczyła na kolana obu dziewczyn. Zachowywała się tak jakby doskonale wiedziała co się stało. Zaczęła lizać bliźniaczki po twarzach
 i ocierać łzy swoich pań noskiem.
        Malutka psina rasy York, bawiła się z nimi i przytulała, jeszcze chwilkę. Potem wyczuła zapach karmy i odbiegła. Lori i Liz ciągle czuły napięcie w powietrzu. Trudną rozmowę postanowiła rozpocząć Loriette, lecz nie udało jej się. Słowa utknęły jej w gardle, pod wielką kulą, którą w nim miała. Uznała, że siedzenie w ciszy nie ma sensu. Lepiej było działać, więc zerwała się z kanapy. Pobiegła do kuchni, chwyciła swój telefon, który tam zostawiła i wybrała numer 997. Nagle poczuła
mocne szarpnięcie i wyrywanie jej  smartphona z rąk.
 - Przestań! Trzeba z tym raz na zawsze skończyć! Dzwonię po policję!- krzyknęła.
 - Nie trzeba. Zostaw ten telefon!
 - Lizzy!- w tym momencie komórka Loriette, wylądowała z hukiem na podłodze.- Co ty zrobiłaś?!
 - Wybacz. Ja po prostu nie chciałam, żebyś dzwoniła...
 - To nieważne.
Lori podniosła delikatnie z podłogi telefon komórkowy. Popatrzyła na zbitą szybkę. Podczas upadku telefon się wyłączył, o ile nie zepsuł, więc teraz próbowała go uruchomić. Na szczęście za chwilę na ekranie pojawił się napis.
 - Tak właściwie to dlaczego nie chciałaś, żebym wezwała...
 - Po prostu. W sumie to sama nie wiem...- przerwała jej.
Niespodziewanie Samsung Loriette zaczął wibrować. Słabe szkło nie wytrzymało nawet lekkiego wstrząśnięcia. Pół szybki spadło na kafle i rozbiło się na tysiące kawałeczków.
 - Lo, ja cię bardzo, ale to bardzo przepraszam.
 - Nie przepraszaj. Zajmijmy się sprawą tego SMS-a.
 - Dobra, ale musimy?
 - Przecież po to do mnie przyszłaś?
Lori miała całkowitą rację. Przecież jej bliźniaczka przybiegła do niej od razu, po otrzymaniu wiadomości.
        Było już bardzo późno. Dochodziła pierwsza w nocy. To był zdecydowanie najgorszy dzień
w życiu Liz. Tak bardzo chciała porozmawiać z Olivierem, ale pewnie spał. Tak przynajmniej jej się wydawało. Postanowiła jednak zaryzykować i zadzwonić. Musiała usłyszeć jego głos.
        Jak się okazało Oli nie spał. Powiedział swojej dziewczynie, że nie może przestać myśleć
o swoim wyjeździe. Było słychać jak się czuł. Był zmęczony, zdołowany i przygnębiony. Lizzy po rozmowie z nim wcale nie poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie. Poczuła się gorzej.

***
        Dziewczyna zaczęła się już lepiej czuć. Nawet zasnęła, lecz po jakiejś godzinie obudziło ją dziwne światło, które wpadało do pokoju. "Co to?", pomyślała. Rozsunęła zasłony, ale z rozespania nie zrozumiała co się dzieje. Zbiegła na dół, wyszła z domu i zatrzymała się na podjeździe.
 - Dobry wieczór. Ty jesteś Lizzy South, tak?
 - Eee... Tak, to ja. O co chodzi?
Na początku była zbyt śpiąca, by cokolwiek rozumieć, ale teraz wszystko stało się jasne. Przy ścianie domu stała jej bliźniaczka i rozmawiała z jakimś policjantem. Bardzo gestykulowała i wyglądała na przejętą. Od rozmyślania oderwał ją ten sam mężczyzna, który wcześniej ją zagadał.
 - Chciałbym, żebyś mi opowiedziała coś jeszcze. Coś czego nie powiedziała nam Loriette South.
 - Moja siostra już z panem rozmawiała? Od kiedy pan tu jest?
 - Ja i reszta funkcjonariuszy przyjechaliśmy tu około dziesięć minut temu.
Liz zmrużyła oczy, ponieważ skierowała wzrok prosto na światła na dachu radiowozu.
 - Och! Moja kochana...- Lori stanęła obok policjanta.
 - Po co to zrobiłaś?- zapytała zrezygnowana Lizzy.
 - Twoja siostra bardzo cię kocha, wiesz? Wezwała nas, żebyśmy ci pomogli.- wtrącił się facet.- Och,
przepraszam. Zapomniałem się przedstawić. Funkcjonariusz Nathaniel Piece.
 - Eee... Tak, jasne. Miło pana poznać.- wydukała Liz i zmusiła się do uśmiechu.
        Niedługo potem nastolatka była zmuszona porozmawiać z mężczyzną. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej, lecz ona nie miała ochoty nic mówić. W końcu wykrztusiła jakieś słowa, ale była pod taką presją, że sama nie wiedziała jakie. Potem jednak uspokoiła się i zaczęła opowiadać całą historię związaną z Brandonem. Wszystko działo się zbyt szybko i wszystko zaczęło się zbyt szybko.
        Nim bliźniaczki zdążyły się obejrzeć, już siedziały na komisariacie. Największym zmartwieniem było teraz spotkanie z tym idiotycznym prześladowcą.
 - Przepraszam pana.- Lori szeptała teraz do policjanta. Pewnie myślała, że jej towarzyszka tego nie słyszy.- Wie pan... Lizzyed bardzo to przeżywa, więc prosiłabym o coś. Proszę, żeby nie wystąpiła konieczność spotkania jej z...- chrząknęła znacząco, zastępując słowo "nim".
Nathaniel skinął głową, ponieważ zwracała się właśnie do niego. Za oknem ciemność przecięło światło. Loriette, Lizzyed, Nathaniel i jakaś policjantka wiedzieli kto właśnie nadjechał. Siostry jednak bardzo zdziwiło, że tak szybko go znaleźli. Wtedy wysiadł z wozu policyjnego. Szarpał się
i krzyczał:
 - Gdzie ta idiotka?! Gdzie ona jest?! Zaraz ją dorwę!
Jego głos rozdzierał czarną jak smoła, noc. Jakiś silny facet w mundurze, zacisnął rękę na twarzy zdenerwowanego Brandona i wreszcie go uciszył. Przerażona Lizzy podciągnęła nogi na krzesło i je objęła. Siedziała skulona i starała się nie spoglądać za szybę. Nagle usłyszała dźwięk, który dobrze znała. dźwięk SMS-a. "Wiem co się stało. Wszystko widziałem zza szyby. Mam przyjechać? Olać wyjazd. Odpisz. Twój Olivier. <3", przeczytała w myślach. "Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, abyś tu był. Jednak nie możesz przyjechać. To nie byłoby dla Ciebie bezpieczne. Kocham Cię. Twoja Lizzy.", odpisała ze łzami w oczach. Nie dawała już rady i wybuchnęła płaczem. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze. I słabo. Nagle wszystko wokoło zaczęło wirować, stało się rozmazane i ciemne. 
        Nim Liz zdążyła opaść na podłogę, Lori ją złapała. Jej kochana bliźniaczka zemdlała. Ułożyła ją delikatnie na podłodze i próbowała obudzić. Żałowała, że teraz nie ma z nimi mamy. Gdyby nie miała dziś nocnej zmiany może wszystko potoczyło by się inaczej. Kiedy jej córki przeżywały właśnie koszmar, ona pracowała niczego nie świadoma. O tym właśnie był sen, Lizzyed. Może nie do końca o tym, lecz po części. Śniła jej się mama. W śnie właśnie jechała do domu samochodem. Na podjeździe zobaczyła zgaszone światła w domu, ale pomyślała że jej dzieci po prostu zasnęły. Weszła do domu i teraz stała w przedpokoju. Kiedy weszła na górę zastała puste łóżka. Ponieważ Marie miała kłopoty ze zdrowiem, sen skończył się zasłabnięciem ich matki w ich pokoju. Ten okropny widok, który wydawał się taki realistyczny sprawił, że Lori mogła już popatrzeć na przytomną siostrzyczkę. 
 - Mamo! Nie!- wykrzyknęła Liz.
 - Och... Kochana. Już wszystko jest dobrze, już dobrze.
 - Nie! Z mamą nie jest dobrze! Przecież widziałam!
 - To był tylko zły sen. Już spokojnie. Mamie nic nie jest. Jeżeli chcesz, to mogę do niej zadzwonić.
 - Zadzwoń. Proszę...
 - Dobrze, ale już nie krzycz. Teraz jesteś trochę osłabiona. 
Lo miała rację. Razem zadzwoniły do swej matki i jak się okazało, wszystko było z nią w porządku. Powiedziały jej o całym zajściu i ucieszyły się gdy powiedziała, że zjawi się tam jak najszybciej będzie mogła. Gdy się rozłączyły, w pomieszczeniu zapadła cisza. Jednak niespodziewanie przerwała ją Lizzy.
 - Chcę się z nim zobaczyć!- zażądała. 
Loriette otworzyła szeroko usta i miała wrażenie, że się przesłyszała. 
 - Co? Nie, nie. Liz, już dobrze. To pewnie efekt tego omdlenia. 
 - Właśnie, że nie. Chcę z nim porozmawiać. Teraz.
Funkcjonariusz Nathan skinął porozumiewawczo głową.
 - Czy jesteś tego pewna? Wiesz... myśleliśmy, że lepiej będzie jeżeli się nie spotkacie.
 - Pewna? Jasne, że nie. Ale przecież nic mi nie zrobi... Prawda?
 - Oczywiście. Więc chodźmy.
        Niepewność nastolatki narastała z wielką siłą. Kiedy stanęła ze swoim byłym twarzą w twarz, chociaż bardzo się starała, już nie mogła w nim dojrzeć tego, co widziała kiedyś. Widziała zło. Tylko to. Spojrzała na jego silne ramiona. Kiedyś ich widok wywoływał w niej poczucie bezpieczeństwa i ciepła. Teraz jednak czuła przeszywające zimno i zagrożenie. Kiedy Brandon zbliżył się do niej, drgnęła. Miała wrażenie, że to zauważył i uśmiechnął się szyderczo. Przybliżył się już o dwa metry. Gdy chciał zrobić kolejny krok, ktoś go zatrzymał.
 - Przykro mi. Bliżej nie podejdziesz. Dla bezpieczeństwa musisz być oddalony od tej pani, przynajmniej o dwa metry.
Lizzyed usłyszała doskonale jego warknięcie. Był wściekły. Naprawdę wściekły.
 - Nasłałaś na mnie gliny. Co ty sobie wyobrażasz?!- powiedział przez zaciśnięte zęby.
 - To nie ja...to...to...ja...tego...nie...- jego widok spowodował, że nie mogła się wysłowić.
 - Co tu się dzieje?!- to była Marie, która wbiegła do pomieszczenia.
Zapadła cisza. Wszystkim wydawało się, że ta chwila trwa wieczność. Mama nastolatek, stojąca
w drzwiach i sapiąca ze zmęczenia. Lizzy, która stała spięta. Nathaniel, który był obok niej. Loriette siedząca przy oknie. Brandon stojący z zaciśniętymi pięściami, a wokoło niego pięciu kolesi. Ten widok sprawiłby, że każdego przeszłyby ciarki. Brand wykorzystał zamieszanie. Uderzył pięścią policjanta, który stał najbliżej niego i wybiegł z pomieszczenia. Dwie osoby zajęły się rannym, a reszta pobiegła w ślad za chłopakiem. Na szczęście zza rogu wyszedł jakiś dwudziestolatek. Kiedy osiemnastoletni dzieciak wpadł na niego, ten go złapał i go przytrzymał.
        Brandon został oskarżony o pobicie funkcjonariusza, naruszenie prywatności i prześladowanie nastolatki oraz próbę ucieczki. Trafił za kratki na dwa lata i pół roku, co uspokoiło Lizzy. Na wszelki wypadek postanowiła jednak zmienić numer telefonu o czym poinformowała Oliviera.
        Była dziewiąta rano. Liz obudził dzwonek do drzwi. Ubrała szlafrok i zeszła na dół. Po otwarciu
drzwi, zobaczyła swojego chłopaka.
 - Cześć.- powiedział cicho.
 - Hej. Czyli... wyjeżdżasz?- przełknęła łzy.
 - Nie. Nie zostawię Cię. Zostaję tu, z tobą. Rodzice pozwolili mi tu zostać z ciocią!
 - Co?! Naprawdę. Nawet nie wiesz jak się cieszę.- zaczęła płakać, lecz tym razem ze szczęścia.
 - Mnie też.- popatrzył jej prosto w oczy.
Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem zbliżyli się i przytulili. Ich wargi się zetknęły raz i drugi. Byli razem tacy szczęśliwi. Myśli o Brandonie i rozstaniu z Olivierem przeminęły. Wszystko było jak dawniej. Było cudownie...




                                                                                                                 Moje opowiadanie
                                                                                         Writecorn xxx                                      




PS W opowiadaniu był wątek o zbitej szybce telefonu Samsung. Firma była wybrana przez przypadek. Mam Samsunga 
      i to bardzo dobre i wytrzymałe telefony. :)
                                                                                                                  


                                                                                                                

Witajcie na moim blogu!


Hej! Witajcie! Oto mój nowy blog. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Będę tu umieszczała wiele postów a dokładniej opowiadań lub fanfiction. Bardzo się cieszę z założenia  bloga.  Już niedługo dodam opowiadanie. Do zobaczenia!
😉😃

                                                                                                 Writecorn xxx