wtorek, 27 grudnia 2016

Pamiętnik Jessicki- opowiadanie

        Drogi pamiętniczku!           Kochany pamiętniczku!          Witaj, pamiętniczku! 

        Od razu zaznaczę, że nie będę tak pisała. Teksty typu Kochany pamiętniczku! nie są w moim stylu. Będę pisała tak, jakbym zwracała się do świata. Może ktoś kiedyś to przeczyta. Dziś chciałam Wam opowiedzieć o wydarzeniach sprzed dwóch miesięcy. Niedawno, prawda?
        Siedziałam na łóżku i machałam nogami. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jedna moja noga jest nieczuła. Nie rozumiałam tego i nie chciałam zrozumieć. Przecięłam nogami powietrze i niechcący uderzyłam się. Obydwie pięty były czerwone, ale jedna nie bolała. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dobrze. Dla mnie to nie było dobrze. Marzyłam o tym, aby poczuć podwójny ból. W obu stopach. Wiem, że to dziwne, ale tak było. Ale w końcu czasu się nie cofnie. Wiedziałam, że nie ma co się zamartwiać. Miałam wózek inwalidzki, więc mogłam się poruszać. Przynajmniej tyle. Nie jestem jak większość kalek. Ja nie szukam minusów, tylko plusy. Niektórzy się dołują, jakby to miało coś zmienić. Potarłam bolącą nogę i powoli przesiadłam się na wózek. Zgłodniałam, więc pojechałam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Szkoda, że była pusta.
 - Mamo! Jestem głodna!- krzyknęłam w głąb domu.
 - Przebierz się córciu! Pojedziemy do sklepu!- usłyszałam.
        "Zaraz będziemy jechać do supermarketu po jedzenie.", pomyślałam. Normalne zachowanie ludzi, którzy nie mają w domu nic do jedzenia. Za to moje zdenerwowanie tą sprawą, chyba dla każdego jest dziwne. Czekałam na mamę na podjeździe i myślałam, że moje wnętrzności zostały przez siebie nawzajem zgniecione. Miałam pierwszy raz po wypadku jechać do sklepu. Wszyscy będą się na mnie gapić. Może śmiać. Jeżeli będą to robić, to są zwyczajnie głupi, ale to i tak byłoby krępujące. Z myśli wyrwały mnie otwierane drzwi.
        Nie wiem jak to się stało, ale chwilę później siedziałam w samochodzie. Pomyślałam, że to chyba dobry pomysł. Przecież po wakacjach miałam wrócić do szkoły. Kiedyś musiałam spotkać się z ludźmi. Chyba, że zaszyję się w domu, zapomnę jak się mówi i zostanę jaskiniowcem XXI wieku. Chyba jednak wolę tą pierwszą opcję.
        Powoli wyszłam z auta. Oczywiście z pomocą. Wsiadłam na mój "tron" i wjechałam do sklepu. Ludzie na mnie patrzyli i się śmiali. Idioci. Nie przejmując się nimi jechałam dalej i zatrzymałam się przy fontannie. Kiedy dogoniła mnie mama, ruszyłyśmy do księgarni.
        W środku było chłodno, więc lekko drgnęłam.
 - Dzień dobry! Witam! Która z pań chciałaby wybrać jakąś książkę?- usłyszałyśmy głos kasjerki. Miała plakietkę z imieniem. Nazywała się Iggy.
 - Ja.- uśmiechnęłam się.
Zdziwiło mnie to, że nie powiedziała nic o tym wózku. Mały to on nie jest, więc na sto procent go widziała.
 - Świetnie!- wykrzyknęła.- Szukasz czegoś konkretnego?
 - Tak.- odpowiedziałam jej radośnie.- Szukam Girl Online.
 - Dobrze. Jedź za mną.- cały czas była uśmiechnięta.
        Dotarłyśmy do działu dla młodzieży i Iggy podała mi książkę.
        Przy kasie kobieta wrzuciła mi coś do reklamówki. Byłam pewna, że to paragon, ale gdy mi ją podawała powiedziała:
 - Zobaczysz potem. Coś ci tam wrzuciłam.- i mrugnęła do mnie.
        W sumie na tych zakupach nie było tak źle. Kiedy znalazłyśmy się w domu, mama podgrzała mrożoną pizzę i przyszła po mnie do mojego pokoju. Dopiero gdy jadłam przypomniałam sobie
o  kasjerce, która coś mi dała.  Zaczęłam jeść szybciej, żeby jak najprędzej odjechać od stołu.
 W pokoju otworzyłam torebkę i wyciągnęłam ostrożnie książkę. Położyłam ją na biurku
i podniosłam to co z niej wypadło. Była to śliczna zakładka. W pierwszej chwili pomyślałam, że to ten prezencik, ale przypomniałam sobie coś. Kasjerka nie wkładała tego do książki. Po prostu to wrzuciła. Wzięłam reklamówkę i wyrzuciłam z niej wszystko co tam zostało. Paragon i tajemnicze "coś" wypadło na łóżko. Jak się okazało to nie była jedna rzecz. W malutkim woreczku znalazłam trzy rzeczy. Zakładkę magnetyczną, naklejkę "Never give up" i przypinkę z napisem "Dreams never to much". Nie wiem czy tylko mi się wydawało i wydaje nadal, ale ta pani chyba chciała mi coś zasugerować. Może chciała mi przekazać " Nigdy nie przestawaj marzyć, że wyzdrowiejesz, bo to możliwe.". Albo tylko tak mi się wydaje. Sama nie wiem.
        Późnym wieczorem zaczęłam czytać nową lekturę. Okazała się bardzo fajna i nie chciałam przestać czytać, chociaż było późno i mama mnie do tego zmuszała. W końcu poddałam się
i położyłam.
        Kolejnego dnia obudziłam się o dziesiątej. Zapewne przeleżałabym pół dnia, ale obudził mnie dzwonek do drzwi. Przyszła moja rozwydrzona kuzynka. Zawsze ciągnie mnie za włosy, a ja nie mogę odwdzięczyć się tym samym, bo ma siedem lat. Jest cztery lata młodsza. Jak widać to za duża różnica, bo nienawidzę jak mnie odwiedza. Ciekawa jestem co zrobi teraz. Przecież zobaczy mnie pierwszy raz na wózku inwalidzkim. Ponieważ chciałam się z nią "bawić" jak najkrócej (Zawsze chcę jak najkrócej.), przesiedziałam w łazience godzinę udając, że się maluję. Tak naprawdę zrobiłam to w dwanaście minut, a potem czytałam książkę, siedząc na koszu na pranie. Kiedy w końcu opuściłam mój azyl, zobaczyłam ją w moim pokoju. Ehh... Kiedy się zbliżyłam, zaczęła uciekać. Pewnie zastawiła na mnie pułapkę. Bolesną. Jak zawsze. Kocham ją i w ogóle, ale nie znoszę jak do nas przychodzi. Kiedy ostrożnie wjechałam... Chyba nie dość ostrożnie, bo za chwilę zwijałam się z bólu. Nie wiem co ona mi zrobiła, ale wiem, że bardzo boli. Spojrzałam na moje kolano. Zrobiło się całe czerwono, fioletowe.
 - Sandra, to już przesada! Mamo! Ała!- krzyknęłam rozpaczliwie.
        Moja ukochana kuzynka sprawiła, że pojechałam do szpitala. No super. Było zostać w łazience. Leżałam sobie na szpitalnym łóżku. Czekało mnie naprawdę mnóstwo badań. Pewnie myślicie, że Sandra ma ogromną siłę. Nie o to chodzi. Stało się coś naprawdę bardzo dziwnego. Naprawdę! Kiedy siedziałam w samochodzie, gdy jechałam do lekarza, zauważyłam coś. Przecież boli mnie ta druga noga. Ta która nie powinna mnie już nigdy boleć. A jednak! Myślałam, że w aucie coś mi się pomieszało, ale nie! Leżąc i patrząc na pielęgniarki, których było wokół mnie pełno, byłam zdezorientowana i zdenerwowana. Nagle pojawił się doktor.
 - Witaj, Jessicko. Musimy zbadać bardzo precyzyjnie twoją kończynę dolną.
Tłumacząc na ludzki: "Witaj, Jess. Musimy zbadać bardzo dokładnie twoją nogę.". Większość ludzi powiedziałaby tak jak ja, ale wiem, że nie wszyscy. Na przykład lekarz Shawn Bell, nie powiedział tak. Pokiwałam głową, chociaż nie chciałam się stamtąd ruszać. Wolałam leżeć i próbować oddychać, a sprawiało mi to naprawdę dużą trudność. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy da się przeżyć nie oddychając. Uznałam, że tak, skoro jeszcze żyłam, a już prawie tego nie robiłam. Bell dźwignął mnie na wózek i zawiózł do jakiegoś pomieszczenia.
        Jak się okazało badania nie były takie złe. Problem tylko w tym, że jeszcze niczego nie wiedziałam. Miałam zostać powiadomiona o wszystkim późnym wieczorem. Może nawet jutro rano. Było już piętnaście po drugiej i zgłodniałam. Poprosiłam jakąś pielęgniarkę, żeby zawołała mamę.
       - Mogłabyś przynieść mi coś do jedzenia? Proszę. Jestem bardzo, ale to bardzo głodna.- poprosiłam, gdy tylko się zjawiła.
 - Jasne, córciu. A, właśnie. Miałam ci przekazać, że cioci jest strasznie przykro. Twojej kuzynce, także. Zapewniła nas, że zrobiła to niechcący.
 - Powiedz im, że nic takiego się nie stało i żeby się nie martwiły.
 - Jasne, słonko. Na co masz ochotę?
 - Sama nie wiem.
 - To może pizza z podwójnym serem? I galaretka na deser?- zapytała z troską.
Uśmiechnęłam się szeroko. Mama pocałowała mnie w czoło i wyszła. Wyciągnęłam z torebki telefon i słuchawki, a potem słuchałam nowe piosenki.
        Nagle poczułam, że ktoś lekko szarpie mnie za ramię. Okazało się, że zasnęłam ze słuchawkami w uszach. Poderwałam się szybko i poczułam zapach gorącej pizzy.
 - Już wróciłaś?- zapytałam moją rodzicielkę.
 - Już?!- wyglądała na niezwykle zdziwioną.- Jess, ile ty spałaś? Nie było mnie godzinę. Może więcej.
 - Naprawdę? Z czym jest?- zapytałam, wskazując kartonowe pudełko.
 - Twoja ulubiona.- matczyna ręka podniosła wieczko i sama mogłam zobaczyć, co jest w kartonie. Miała rację. To była, jest i zawsze będzie moja ukochana pizza. Znajdują się na niej brokuły, fasolka, ogórki, kukurydza, podwójny ser, oregano, sos pomidorowy, szynka i papryka. Chyba w tamtym momencie zaczęłam wyglądać jak głodny pies, który zobaczył mięso, bo mama powiedziała:
 - Już, spokojnie. Przecież ci jej nie zjem. Po prostu weź to pudełko, a nie tak na nie patrzysz.- zachichotała i podała mi jedzenie.
Sprawdziłam zegarek i przechwyciłam moją obiadokolację. Była już czwarta wieczorem. Zaczęłam się już niecierpliwić. Chciałam poznać wyniki badań, ale to, że chciałam nic nie zmieniało. Musiałam czekać.
        Około pięć minut po tym jak zjadłam, przyszedł do nas lekarz. Był bardzo radosny.
 - Witam ponownie. Dobra wiadomość, Jessiko! Jeśli dobrze pójdzie, za miesiąc możesz znowu chodzić. Ale na razie czeka cię rehabilitacja. Spokojnie. To nie jest takie straszne.- nagle poczułam się jak malutki bobas, który nie potrafi mówić. Zdawało mi się, że miałam w gardle kulę do kręgli.
 - S...s...słucham?- odezwałam się po chwili.
 - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć. Nam także. Nie wiemy co się stało, ale wiemy jakie będą tego skutki. Pozytywne, na szczęście.
        Wtedy myślałam, że ten facet oszalał. "Przecież już nigdy nie miałam stanąć na nogi. Co oni wymyślili? Mam znowu chodzić? Nie sądzę.", myślałam sobie. Teraz jednak wiem, że to możliwe.
W końcu znowu normalnie chodzę. To dzięki mojej rehabilitantce, Holly. Zawsze będę jej wdzięczna. Cztery tygodnie po tym jak dowiedziałam się, że może znów będę chodzić, mogłam to robić. Tak jak przed wypadkiem. Rehabilitacja odbywała się codziennie. Trwała strasznie długo, ale opłacało się. Teraz tak sobie myślę, że może to (chociaż w paru procentach) zasługa Iggy. Kasjerki z księgarni. Może to wymysły mojej wyobraźni? A Wy jak sądzicie?

 




                                                                                       Moje opowiadanie.     
                                                                                              Writecorn xxx



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz